Polish Wife - blog (in Polish, of course)


Na wstępie chciałabym się przedstwić. Nazywam sie Jadwiga. Mam 18 letnią córkę, Andżelikę. Mieszkam w Kwidzynie. Jestem nauczycielką matematyki w tutejszym liceum. Odkąd mąż odszedł, próbuję ułożyć sobie życie sama z córką.




To jestem ja na fotografii. Zdjęcie zrobiona niedawno - do paszportu. Wreszcie wyrobiłam sobie nowy paszport.
Wygląda całkiem nowocześnie!




29 marzec 2004

Ogólnie życie nigdy mnie nie rozpieszczało. Teraz, jak jestem sama mogę się nad tym głębiej zastanowić. Moja pensja jest tak mała, że muszę dorabiać korepetycjami z metamatyki. Wszystko po to, żeby Andżelika mogła kiedyś studiować i mieć w co się ubrać. Jej koleżanki zwracają na to uwagę. Na szczęście Andżela nie musi narzekać. W zeszłym roku była nawet na spływie kajakowym na Mazurach. Pierwszy raz!

No dobrze, musze zacząć robić obiad bo zaraz Andżela wraca ze szkoły. Napiszę później!
Po obiedzie. Znów zrobiłam kotlety z ziemniakami. Ale obie to lubimy. Choć czasem chciałabym zrobić bardziej wymyślne dania. Kiedyś widziałam w TVN bardzo ciekawy program kucharski. Młody chłopak prezentował egzotyczne dania. Może kiedyś sama się za to wezmę. Poczytam teraz Galę. A potem muszę sprawdzać klasówki.
Może jeszcze napiszę.

To jest Andżela na spływie kajakowym.







30 marzec 2004

W sumie takie pisanie mi się podoba. Sama moge się przez to zastanowić co się dzieje w moim życiu. Dziś spokojny dzień. Andżela idzie z koleżankami do kina wieczorem. A ja mogę skończyć pranie.
Jest u nas w szkole (nie wiem, czy mogę o tym pisać tutaj, ale cóż) jeden nauczyciel od historii. Rozwodnik. Uprzejmy i miły. Brunet. Ostatnio zaprosił mnie na kawę do naszego szkolnego bufetu. Opowiadał mi o swoim małżenstwie. Nie wyszło im. Roziwedli sie po 2 latach. Ona była za młoda. Tak to bywa.
hmmm.
Może...

1 kwietnia 2004

Jestem piękna i bogata! Mama wspaniałego męża! Mieszkam w Niemczech, jak kuzynka Jola i wszystko jest dobrze!
Hahah, Prima Aprilis!

Jakie to smutne!

5 kwietnia 2004

Nie pisałam ostatnio, ponieważ byłam ogromnie zajeta. Przygotowania do wyjazdu, grypa Andżeliki i przedświąteczne przygotowania w szkole. Dostałam od uczniów wielkie tekturowe jajko pisankę. Mam nawet zdjęcie.

To moi uczniowie i ja podczas szkolnej Wielkanocy.


Bardzo się przejęłam, bo Andrzej, ten nauczyciel historii, zaprosił mnie znów na kawę. Byliśmy w kawiarni po pracy - po szkole. I jesteśmy znów na jutro umówieni. Bardzo się cieszę. Ostatnio bylo tak miło. Troche się przede mną otworzył. Opowiedział mi o swoich rodzicach. To trochę jak moja historia. Mój tata też pił i czasem nas bił. To nas z Andrzejem dość zbliżyło.
oho, Andżela wraca zaraz ze szkoły. Robię obiad. Dziś ryba z ziemniakami.

7 kwietnia 2004

Nie pisałam, ponieważ byłam cała tak szczęśliwa po spotkaniu z Andrzejem. Przyniósł mi kwiaty - czerwone tulipany! Byliśmy w kawiarni koło zamku (Kwidzyńskiego). Było wspaniale. Bardzo dużo się śmialiśmy! Jaki ten Andrzej zabawny! Opowiadał, jak był z kolegami (jeszcze w technikum) na obozie i im się zapalił namiot. Na szczęcie nic się nikomu nie stało, ale za to drużynowy podobno skakał i biegał po wodę aż wpadł do rzeki! Ah, jak sobie przypomnę moje liceum i studia, studia pedagogiczne w Toruniu, to wydaje mi się, ze nie miałam aż tak ciekawych przygód. Ten Andrzej to był ananas!

10 kwietnia 2004

Dziś Wielka Sobota. Andżelika poszła do kościoła ze święconką. Ja nadal przygotowuję jedzenie, które zabierzemy do babci. Jutro Wiekanoc! ależ ten czas leci. Jeszcze niedawno była Gwiazdka a tu już wiosna i Wielkanoc. A potem urodziny Andżeli. Dzwonił Andrzej. Spotkamy się we wtorek po świętach, ponieważ on jedzie do swojej mamy do Giżycka. Jego ojciec zaginął parę lat temu. Do dziś nie wiadomo gdzie jest. Było o nim nawet w telewizji, w programie "Ktokowiek widział, ktokowiek wie". Ale niestety nic to nie pomogło. Nikt go nie widział. Jakie to straszne!
Jest Andżela. Mówi, ze w kościele było bardzo dużo ludzi. Była razem z Moniczką, to jej najlepsza przyjaciółka. Znają się jeszcze od podstawówki. Właśnie Andżela mi powiedziała, że Moniczka nie chce zdawać na studia. Po maturze bedzie pracowała w sklepie u swojej mamy. Mam tylko nadzieję, że Andżela będzie studiowała. Wiadomo, na studia dostać się jest trudno. Ale moze chociaż spróbuje. Może do Gdańska... Andżela mówi, ze zobaczy się jeszcze. A ja czasem myślę, że Moniczka ma zły wplw na nią.

Tu po prawej stronie jest zdjęcie Andżeli i Moniczki. Zrobiły sobie razem na wycieczce w Toruniu. Moniczka jest po lewej.

Tak właśnie sobie pomyślałam, że w takim pamiętniku jak ten, miło jest mieć kilka zdjęć. Tak na pamiątkę. To zdjęcie znalazłam niedawno i pomyślałam, że je tu umieszczę. Może będę tu wkładała więcej zdjęć. Może tak, dla potomności.

12 kwietnia 2004

Byłyśmy u mojej mamy na niedzielę Wielkanocną. Było bardzo miło. Ah, święta! Był mój brat Roman, z żona Ireną i synem Marcinem, na chwilę wpadli Józkowie i dzwoniła Jola z Niemiec. Jak rodzinnie! Jedzenia było bardzo dużo. Każda z nas coś zrobiła i w ten sposób mieliśmy pełny stół. I nawet dwa baranki z masła. Przez pomyłkę.

"Ciepłych pełnych radosnej nadziei świąt Zmartwychwstania Pańskiego, a także kolorowych spotkań z budząca się do życia przyrodą. Zdrowia, szczęścia, humoru dobrego a przy tym wszystkim stołu bogatego. Mokrego dyngusa. Smacznego jajka i niech te święta będą jak bajka. Na tę Wielkanoc życzyć wypada ciepła domowego, miłości blizniego, placka wybornego, spokoju świętego życzę z całego serca". Takie życzenia przysłał Antek. Piękne.

Tu na zdjęciu jest Andżelika przed pójściem na Święconkę.

13 kwietnia 2004


I już mam zdjęcie ze Świąt! Ten Marcin ma świetny aparat fotograficzny! Już są zdjęcia! To jest aparat cyfrowy!
Napweno dużo kosztował. Ciekawe jak on zarabia? Irena mówi, że Marcin dobrze sobie daje radę w handlu. Podobno na wysoko postawionych kolegów. Handluje samochodami. A jaki zbudowany! Pozazdrościć takiej postury. Marcin przysłał mi już zdjęcia emailem. Co za świat, co za technika!

Na tym zdjęciu jest właśnie Marcin, mama i ja.

Taki chłopak byłby dobry dla Andżeli, a nie jak ten jej Michał. Taki rozpieszczony!



20 kwietnia 2004

Przez ostatni tydzień leżałam chora. Co za paskudna grypa! Na szczęście Andżela się nie zaraziła. Ta choroba, to chyba przez zmęczenie po świętach. W sumie może też przez to nasze spotkanie z Andrzejem. Owszem, było cudownie, poszliśmy na spacer na łąkę, ale chyba sie za lekko ubrałam. Pewnie tak... Ale jaki ten Andrzej miły! Zerwał mi bukiet kwiatów! Już wszystko kwitnie! Jest tak pięknie! Może i zdradzę ten sekret, mam nadzieję tylko, że Andżela się nie dowie... tak, Andrzej mnie pocałował! Tyle lat minęło odkąd się całowałam! A tu nagle! Może to z wrażenia sie pochorowałam! Na szczęście Andrzej odwiedzał mnie pare razy podczas choroby. Przyniósł nawet aspirynę i miód z pasieki jego kuyzna. Naturalny miód! Dał mi również w prezencie swoje zdjęcie. Właściwie to sama wzięłam - wymogłam na nim. Długo się opierał, dłuuugo. Powiedział, że sie wstydzi. Niepotrzebnie. Przecież porządnie wygląda. A taki skromny! Jak powiedziałam, że będzie mi bardzo smutno, jeśli mi nie da zdjęcia, to się wkońcu przekonał i dał mi je.


To jest Andrzej. Zdjęcie robione niedawno. Przecież jest przystojny!



O! Telefon!
...
Właśnie dzwonił Andrzej. Powiedział, że mu bardzo miło było ostatnio ze mną i że się chce spotkać niedługo. Ah, ja nie wiem, on ostatnio taki jest jakis przygaszony. Nie wiem, co sie dzieje. Taki głos miał przez telefon, taki smutny. Ale nie chciał powiedzieć o co chodzi. Domyslam się, że to ma związek z naszą szkołą. Andrzej miał ostatnio jakieś problemy z dyrektorem. Nie wiem o co dokładnie chodzi. Andrzej nic nie mówi. Ach, mężczyźni! Zapomniałabym, Andrzej poprosił mnie, żebym mu pożyczyła 50 zł. Wpadnie po nie dzisiaj wieczorem. Może to jest powód jego smutku, biedny! Może potrzebuje na cos ważnego... Przecież, że mu pożyczę! Mam odłożone w szafce z bielizną. Tak, na czarną godzinę... a teraz jest dla Andrzeja byc może czarna godzina. Może mi dziś powie, o co chodzi, jakie ma problemy...

O wraca Andżela ze szkoły!


Właśnie Andżela mi opowiadała, że Moniczka znalazła super pracę na lato. Tak po prostu było w gazecie ogłoszenie o pracy, jako kelnerka w kawiarni w Niemczech! Ah, napewno można na tym zarobić nieźle! Podobno w Niemczech ludzie dają napiwki. Nie to co u nas... Może i Andżeli by się udało taką pracę znaleźć... może byłoby dobrze, gdyby i ja przyjęli... na razie Moniczka jeszcze się nie zgłosiła. Powiedziała, że zrobi to niedługo.

21 kwietnia 2004

Był Andrzej wczoraj, jak pisałam, że będzie. Biedny! Chodzi o jego chorą ciocię w Rzeszowie. Tam rodzina jest bardzo biedna i nie mają pieniędzy na leki. Renty nie starcza a zarobki kuzyna Andrzeja są zbyt małe. Jakie ten Andrzej ma złote serce! Pomaga rodzinie, chociaż jest tak daleko! Pożyczyłam mu pieniądze. Dałam mu 70 zł. Przecież odda po wypłacie.

25 kwietnia 2004

Już za kilka dni Polska wchodzi do Unii. Tu u nas w Kwidzynie miasto przygotowuje wielki festyn na 30 kwietnia pt. "Witaj Europo!". Andżela i Moniczka pomagają w przedstawieniu teatralnym organizowanym przez Dom Kultury i będą hostessami przy wystąpieniu Burmistrzów Celle i Olofström, którzy specjalnie przyjadą do Kwidzynia. Będą też koncerty i kabaret a także bieg - maraton do Unii. Na koncerty pewnie nie będę chodziła, ale na wystąpienie Andżeli pójdę. O, może pójdziemy razem z Andrzejem... Bo z Mariolą, moją psiapsiułką chyba nie... jej mąż, Roman, chyba nie bardzo zgadza się z Unią, jest, powiem więcej, przeciwko. Ja się tak nie orientuję, ale Romek udziela się w lokalnych władzach i chyba w partii Lepera. A oni wszyscy są przeciw Unii. Teraz tyle debat na ten temat. Romek czasem zaprasza kolegów do domu i dyskutują do rana. Mariola mi mówiła.

Ona sama zreszta lubi z nimi popić. Ale tego nie powinnam tu pisać. Ten blog to trochę jak pamiętnik taki... Mariola ma butik i często jeździ do Niemiec po ciuchy. Mówi, że taniej. Ostatnio była w Berlinie, u koleżanki i na zakupach. Powiedziała, że następnym razem mnie zabierze. Wkońcu paszport mam. Tylko z pieniędzmi krucho. Może będzie jakaś podwyżka. W poniedziałek się dowiem. To może pojedziemy razem z Andżelą.


A to my z Mariolą na zdjęciu z jej urodzin.



27 kwietnia 2004

Chyba nic nie wyjdzie z obiecanych premii pieniężnych u nas w szkole. Bardzo mnie to smuci, dyrektor nam obiecał po 200 zł z okazji 1 maja i przystąpienia Polski do Unii ... ale nic nie wyjdzie. Zawsze tak jest! Raz coś obiecują a potem nici. Bardzo liczyłam na te pieniądze. Ta moja pensja nauczycielska nie jest aż taka wysoka. Jeszcze w zeszłym roku było kilka premii z okazji świąt. A ta cała Karta Nauczycielska też obiecywała podwyżki ale jakoś nic się nie wydarzyło, nadal zarabiam te 1600 zł i dorabiam korepetycjami... A życie tyle kosztuje! I potrzeby Andżeli... ona dorasta... też chciałaby mieć super ciuchy jak jej koleżanki. Moniczki mama pracuje w banku, jej zarobki są oczywiście większe... jej tata pół roku pracował w USA i zarabiał tam na rodzinę. A przecież nie jest taki młody... U mnie to wszystko jest inaczej. Jestem sama. Marian, mój były mąż, czasem tylko płaci alimenty. Teraz jest też inaczej. Andżela ma 18 lat...

Ja tak bym chciała ułożyć sobie życie na nowo, z prawdziwym mężczyzną u boku... takim, jak Andrzej.

A właśnie, Andrzej nie dzwonił kilka dni. Widzieliśmy się wczoraj. Był bardzo blady, jakiś niewyspany. Biedak... Wrócił właśnie z Rzeszowa. Z jego ciocią nie jest dobrze.

5 maja 2004

Jestem dziś dość zmęczona. Po długim weekendzie, po świętowaniu 1 maja... Właśnie wróciłam z pracy. W szkole też wielkie sprzątanie po obchodach wstąpienia Polski do Unii. 1 maja był dość wyczerpujący. Nasz dyrektor otrzymał zarządzenie odgórne, że nasza szkoła stawić ma się na pochodzie 1-majowym. Hm, jak za dawnych lat...
Na szczęście Andrzej również był, ze swoją klasą. Przynajmniej miałam z kim porozmawiać. On nadal jest przygnębiony. I nawet cały czas unikał dyrektora, w sumie nie wiem, dlaczego. Mógłby przecież się trochę przed nim otworzyć, opowiedzieć o trudnej sytuacji, może wtedy dyrektor by nie był taki na niego cięty. Ale to nie moja sprawa... Chociaż doradzałam Andrzejowi żeby porozmawiał z dyrektorem, ale on nawet nie chce o tym słyszeć. Dziwne. Ah, tacy są mężczyźni. Co zrobić...

Oto, jakie piękne zdjęcie dostałam, a właściwie Andżela dostała od przedstawicieli firmy sponsorującej obchody wstąpienia Polski do Unii.

Są tu razem z Moniczką i panami z firmy, która wyłożyła pieniądze na kabaret i koncerty. Bardzo im się podobały dziewczyny w tych białoczerwonych wdziankach. Nie wiem, co prawda, kiedy to zdjęcie było zrobione, ale chyba już późnym wieczorem. Trochę się o nie bałam, chodzi mi o dziewczyny się bałam... bo to nigdy nie wiadomo, ale na szczęście Andżela była w domu o 23.00.
Panowie z firmy powiedzieli im nawet, że jest szansa na zrobienie praktyki w ich firmie. Może to jeszcze za wcześnie - dziewczyny mają po 18 lat, ale... z drugiej strony, dlaczego nie?

Taka jestem z niej dumna! Oho, zaraz wraca ze szkoły.

Tak wracam jeszcze myślami do długiego weekendu. 3 maja spędziłam z Mariolą i jej mężem. On znów narzekał na Unię. Popili razem z kolegami. Ale tak myślę czasem, bo ja otwarta jestem na różne rzeczy, że może oni mają trochę racji... że się wcale w Polsce nie polepszy, że zagraniczni inwestorzy wykupią nasze ziemie...
Sama nie wiem. Czas pokaże.

Rozmawiałam też z Mariolą, namawia mnie na wyjazd do Niemiec. Tak, na kilka dni. Z Andżelą oczywiście.

Muszę się zastanowić nad tym. W sumie, dostane teraz wypłatę, może Andrzej odda mi pożyczone pieniądze... bo zarobionych przez Andżelę pieniędzy (podczas festynu na 1 maja) brać nie będziemy. O, nie! Niech ma na wydatki. Naprawdę jestem z niej dumna. Oceny też na w szkole bardzo dobre. Lepsze niż Moniczka. Może pojedziemy, zastanowię się. Na razie nic jej nie powiem.

9 maja 2004

Rozmawiałam z Andrzejem. Na razie nie może mi oddać pieniędzy. Jakoś dam radę. Zaoszczędziłam z korepetycji. Pojedziemy z Andżelą i oczywiście z Mariolą do Berlina pod koniec maja. Na kilka dni. Wezmę urlop. Dawno nigdzie nie byłam. Po rozmowie z Magdą, która uczy fizyki stwierdziłam, że nawet w takim terminie jak maj - czas matur - można wyjechać. Nie wiem, co prawda, czy powinnam skorzystać z jej rady... nie chcę tu pisać jakiej rady ale się nad tym zastanowię. Wkońcu podjęłam decyzję. Wzięłam zwolnienie lekarskie. Rozmawiałam z dyrektorem. Zgodził się. Trochę źle się czuję z nieprawdziwym zwolnieniem, ale już trudno.
Przy okazji spytał mnie o Andrzeja. Nie wiem, dlaczego. Powiedziałam mu o trudnej sytuacji w jakiej się znalazł Andrzej. Dyrektor dziwnie zareagował... zaśmiał się ale nie powiedział o co mu chodzi. Chyba sie nie lubią. Potem na przerwie porozmawiałam z Andrzejem, opowiedziałam mu co się stało. Ale bardzo to źle przyjął. Zdenerwował się na mnie, że rozmawiam z dyrektorem za jego plecami... oh, a ja tylko chciałam pomóc...
Tak mi smutno. Zaraz biorę się za obiad. Knedle. Napiszę później, smutno mi z powodu kłótni z Andrzejem... nawet zdenerwował się, jak mu powiedziałam, że jedziemy do Berlina... powiedział, ze jestem egoistką... Matko Boska, no nie jest sprawiedliwe...
napiszę później.

tego samego wieczora...

Był Andrzej. Przyszedł. Nawet nie zadzwonił. Tylko tak, przyszedł. Była Andżela, ona go zna, wkońcu jej nauczyciel. Poszliśmy do parku. Było chłodno, ale Andrzej był tak miły, że się ociepliło, na sercu. Gorąco przepraszał, za to, co powiedział wcześniej. Widać było, że mu naprawdę przykro. Dał mi kwiaty. Te, co lubię, tulipany. Potem poszliśmy do baru na drinka. Naprawde było przyjemnie. Wybaczyłam mu. Co mogę innego zrobić,...

Teraz idę spać. Andżela już śpi. Nic jej nie mówiłam o wyjeździe. Będzie niespodzianka. Nie wiem, czy ona się domyśla, że między Andrzejem a mną coś jest. To też jej będę musiała powiedzieć. Jeszcze nie...

Cieszę się, że z Andrzejem wszystko na powrót dobrze... to naprawde miłe uczucie. Jestem szczęśliwa.

Dobranoc.

11 maja 2004

Jutro urodziny Andżeli i robimy rodzinne świętowanie a w piątek Andżela urządza urodziny w kawiarni... właściwie klubie. Zaprosiła juz koleżanki i kolegów. To w sumie dobra okazja na zabawę. Za miesiąc mają sprawdziany i koniec roku. To już niedługo! Jak ten czas leci!
ah, zaraz sie biorę za tort. Migdałowy, bo taki Andżela najbardziej lubi. Bardzo sie cieszę, że mam juz prezent. Mam ndzieję, że się ucieszy. Po pierwsze powiem jej o wyjeździe a po drugie mam dla niej sukienkę - Mariola sprzedała mi taniej. To jest oferta z jej butiku.
No dobrze, teraz tort, zanim Andżela wróci.

Jest dwie godziny później.


Tort zaraz będzie gotowy. Czasem jak się tak zamyślę, na przykład przy ugniataniu ciasta, mam tyle myśli... że Andżela juz taka dorosła, że czas tak szybko biegnie... a ja co robię? W jakim momencie życia jestem? Czasem martwię się, że mam menopauzę... może mam?! Jak czytałam w Gali objawy by sie zgadzały... zawroty głowy i fale ciepła. Zmiany humorów to raczej nie, nigdy nie byłam humorzasta. O! Mariola za to jest!

O, ktoś dzwoni do drzwi!

Niesamowite! Listonosz! Paczka! Zaraz zobaczę co w niej jest... O! Nie do wiary! Prezent od Joli dla Andżeli! Nie mogę! Taki drogi prezent! Kto by pomyślał! Aparat fotograficzny! Chyba cyfrowy! O! Tak, chyba tak... "digital camera" to chyba znaczy cyfrowy... ah, zaraz do niej zadzwonię podziękować! A to niespodzianka! Pamietała! Tak z Niemiec przysłała! Zaraz dzwonię! Ona mieszka niedaleko Berlina... zaraz z całego tego rozgardiaszu zapomniałam jej powiedzieć, że przyjeżdżamy! To się ucieszy! Dzwonię!

Napiszę później!

12 maja 2004

Wróciłam ze szkoły skonana. Dziś matury. Na szczęście jest nas matematyczek kilka i obowiązki się rozkładają ale mimo wszystko. Na szczęście dziś obyło się bez problemów. Sporo uczniów przystąpiło do egzaminu z matematyki. Ale nie będę już o tym pisać, bo mnie głowa boli. Poza tym urodziny Andżeli. To jest teraz ważne.
Tak się cieszę, wszyscy potwierdzili, że dziś przyjdą. Będzie mama, mój brat Roman z rodziną, Michał, chłopak Andżeli i oczywiście Moniczka. Taka spokojna impreza. Aha i będzie jeszcze Mariola ale bez męża. On nie może. To może lepiej nawet. Razem z Mariolą możemy Andżeli powiedzieć o wyjeździe do Berlina, wkońcu razem jedziemy i to był Marioli pomysł. Sukienkę dla Andżeli odebrałam już z butiku wczoraj, tak, żeby dziś po szkole zaraz przygotowywać resztę potraw. Trochę się wykosztowałam, ale wkońcu jedną ma się córkę, która raz w życiu obchodzi 19 urodziny.

Szkoda tylko, że ojciec Andżeli się nie pojawia, zapomniał... pewnie. Do końca nie wiedziałam, czy zapraszać Andrzeja, to taka prywatna impreza, rodzinna prawie, ale z drugiej strony, on juz też prawie do niej należy. Wczoraj jednak zadzwonił późno wieczorem i powiedział, że dziś kompletnie nie może. Ja to też rozumiem, nie chce sie mieszać i wpychać do obcego domu podczas rodzinnych uroczystości... taki to on już jest, wyrozumiały!

O! Zaraz goście się zejdą. Muszę się przebrać.

Andżela już jest, a ja korzystam z okazji i piszę kilka słów, zanim przyjedzie mama i reszta... Myślę, że jedzenie będzie wszystkim smakowało. Zrobiłam zupę ogórkową, z poradnika Gali, zrazy z ziemniakami i kilka wymyślnych sałatek, bo wiem, że Irena, żona mojego brata, Romana, nie je mięsa. Na deser oprócz... O! ktoś dzwoni do drzwi! Muszę lecieć!


Późny wieczór... jaka jestem zmęczona. Ale przyjęcie sie udało. Nie mam siły pisać. Wszyscy już poszli a ja pozmywałam i teraz piszę kilka słów. Chyba jednak zaraz sie położę, już nie mogę na nogi. Jutro, jutro, komputer nie ucieknie.

14 maja 2004

Dziś Andżela urządza swoje urodziny w klubie. To będę miała troche czasu na opisanie tego, co się działo wczoraj i przed wczoraj. Teraz muszę tylko skończyć papierową robotę do szkoły - uzupełnić dziennik, bo niedługo koniec roku. I oczywiście matury! A potem zaraz napiszę więcej.

Zaraz tylko zadzwonię do Marioli potwierdzić termin wyjazdu - jedziemy do Berlina 23 maja, na tydzień. Wiem, że Andżela się martwi o sprawdziany na koniec roku, ale z drugiej strony trochę odpoczynku obu nam się należy. W czerwcu było by jeszcze trudniej się wyrwać.

A tak, miałam napisać jak było na urodzinach Andżeli. Ba, było bardzo przyjemnie! Nawet Michał, to jest, Andżeli chłopak, nawet on sie postarał i dał jej śliczny prezent. Zestaw ramek do zdjęć. Andżela była zachwycona. I cieszyła się też na aparat od Joli, mojej kuzynki a także na moją sukienkę. Bardzo była w szoku jak jej powiedziałyśmy o Berlinie. Mama też się cieszy za nas. To będzie wspaniała podróż. Tak dawno nie byłam za granicą. Ostatnio... oh, to było chyba z 15 lat temu... może więcej, byłam z moim mężem Marianem (ah, mogę dziś powiedzieć "świętej pamięci" oh, tfu odpukać jednak... co ja gadam)... tak, byliśmy z Marianem za dobrych lat w Bułgarii na wakacjach. Ja kiedyś jeździłam na kursy do Budapesztu. Ale to było bardzo bardzo dawno. Już nic nie pamiętam. Ah, teraz po raz pierwszy odwiedzimy też Jolę!

Mam tu kilka zdjęć z urodzin Andżeli. Po lewej Andżela z Mamą a po prawej Andżela z Michałem.


Wszyscy się ogromnie cieszyli na tę wiadomość. Jak to sie pięknie składa, jedziemy do Berlina, Andżela w nowej sukience (mam nadzieję, że będzie ciepło) z nowym aparatem (może robić zdjęcia na pamiątkę) i pisać pocztówki do mamy piórem, które od niej dostała. Może nawet zabrać rajtuzy, które dostała od Marioli i przewodnik po Berlinie od mojego brata. Romkowie oczywiście wiedzieli wcześniej, że jedziemy i dlatego dali jej przewodnik. Sensowne. Moniczka za to, sama nie wiem, nie popisała się - dała jej "stringi" - to takie skąpe majtki. No tak, to cała Moniczka.

16 maja 2004

Już nas z Andżelą przygotowuję na wyjazd. Ona tak się cieszy. Wczoraj wróciła nad ranem z urodzin. Chyba były udane. Trochę się martwiłam, ale z drugiej strony byli tam jej koledzy. I koleżanki. Podobno było hucznie! Młodzieź lubi tą moją Andżelę. Co prawda usłyszałam, jak rozmawiała wczoraj przez telefon z Moniczką o jakiejś dyskotece, o jakimś kisielu czy makaronie. Może teraz serwują takie rzeczy w dyskotekach. Za naszych czasów tak nie było. Podobno byli w dyskotece ... wieczorem, troche się deneruję, że mi nie powiedziała. Byli po jej urodzinach. W nocy. Podobno był tam jakiś boks też. Nie wiem, kisiel i boks? Co to za miejsce? Ale Andżela mówi, że tam wszyscy chodzą. A ja jestem pewna, że to był pomysł Moniczki.

Dzwoniła Mariola. Też się szykuje na wyjazd.


19 maja 2004

Dziś matury poprawkowe. Praca, praca, praca.

Chciałam się spotkać dziś z Andrzejem, ale nie mogę się do niego dodzwonić. Nie rozumiem, co się dzieje. Wczoraj się widzieliśmy, byliśmy nawet w kinie na "Pasji" - co za wstrząsający film, prawie się popłakałam. Andrzej był taki czuły...Potem jak poszliśmy na drinka, zrobił się jakiś zamyślony. Jak spytałam o co chodzi to powiedział mi, że jego ciocia z Rzeszowa coraz gorzej się czuje. Poza tym jego kuzyn, który zajmuje się ciocią ma jakieś problemy finansowe... Ja to rozumiem. Tylko nie rozumiem, dlaczego Andrzej się tak dziwnie zachował. Po tym, jak mi opowiedział o jego sytuacji z ciocią, poprosił mnie o kolejną pożyczkę. A ja troche liczyłam, że zwróci mi te 70 zł, bo wyjazd, bo urodziny Andżeli... powiedziałam mu, że teraz nie mogę mu pomóc. On chciał, żebym mu pożyczyła 200 zł. ale ja teraz nie mogę... On się na te słowa bardzo zmienił. Zachmurzył się. Wiem, nie jest mu łatwo, ale kto tu o mnie pomyśli? Ja mam taką samą pensję i jeszcze dziecko na utrzymaniu. Jak wyszliśmy z baru, to mnie nie odprowadził nawet. Pewnie był zły, że mu nie pożyczyłam pieniędzy.

Smutno mi.

21 maja 2004

Znów próbowałąm się do Andrzeja dodzwonić. Nic. Chciałam go spotkać w szkole, ale podobno na urlop. Chorobowe. Coś się może stało?! Martwię się. Ale z drugiej strony nadal jest mi smutno. Nawet nie mogę się cieszyć na nasz wyjazd. Oh! Zabiorę się teraz lepiej za obiad. Zrobię Spagetti. Nie mam siły na obieranie ziemniaków.

22 maja 2004

Nadal ani słowa od Andrzeja. To nieładnie! Tak się nie robi! A jeszcze Stenia, co uczy u nas polskiego w szkole, mówiła mi, że podobno Andrzej wyjechał. Do rodziny? Tego nie wiedziała.

Poza tym Andżela pokłóciła się z Michałem. Nie zerwali, ale atmosfera się popsuła. Mam nadzieję... ah, nie chce mi się nawet jechać do Berlina. Miało być tak pięknie.

Kolejne zdjęcia. Po lewej Andżela z Moniczką a w środku Michał. Po prawej Andżela a w tle Moniczka z Michałem. Chyba rozumiem o co się pokłócili. Biedna. To tak się niestety zdarza w życiu.

Zadzwonię do Marioli.

24 maja 2004

To już jutro! Jednak się cieszę na nasz wyjazd. Rozmawiałam jeszcze raz z Jolą - nie może się doczekać. Ja zresztą też. Od Andrzeja brak wiadomości. Ale dziś mnie to nie martwi. Rozmawiałam wczoraj z Mariolą. Byłam u niej. Popiłyśmy koniaczek i przekonała mnie, że nie jest tak źle. Andżela jest teraz u Michała...

O, wraca. Dobrze, że dziś wczesniej. Jutro z rana jedziemy. Na szczęście juz nas spakowałam. Oho, pogodzili się z Michałem. Podobno poszło o Moniczkę. No tak...Andżela miała mu za złe, że się spotkał z Moniczką za jej plecami. Całkiem zrozumiałe, że się zdenerwowała. Teraz na szczęście robimy sobie urlop. Małe wakacje.

Mam tylko nadzieję, że w Berlinie jest internet, to będę mogła dalej pisać i opisywać nasze przygody w Berlinie.

26 maja 2004

Jesteśmy. Co za wielkie miasto! Podobno mieszka tu aż 3,5 miliona ludzi. Tak mówiła Jola. A zatem, od początku. Jechałyśmy pociągiem. Na granicy nas za bardzo nie sprawdzali. Kazali otworzyć tylko torby. Ja miałam kabanosy dla Joli ale na szczęście były w plastikowej torbie obok walizki i nikt tam nie zaglądał. Wiozłam też papierosy dla męża Joli, bo u nas taniej. 1 laga może być. W pociągu rozmawiałyśmy cały czas z bardzo miłą panią, która opowiadała o swojej córce, która studiuje w Berlinie a ona do niej jeździ co 2 tygodnie. Podobno już ta córka znalazła męża. No, ślub będzie w lipcu.

Aha, zapomniałam powiedzieć, że mogę pisać, koleżanka Marioli, która udostępniła nam mieszkanie podczas swojej nieobecności ma komputer i pozwoliła używać. Ma też szybkie połączenie z internetem. Świetnie!
Nasz pierwszy dzień w Berlinie upłynął bardzo "pracowicie" - zwiedziłyśmy tyle miejsc! Byłyśmy przy Bramie Brandenburskiej, Reichstagu, a potem poszłyśmy, a właściwie, pojechałyśmy metrem do domu na obiad. Mieszkamy w dzielnicy tureckiej, Kreuzberg. Taka jest nazwa. Mamy blisko do metra i rzeki. Po obiedzie w domu poszłyśmy na spacer nad rzekę. Piękne widoki. Ale to może było za dużo jak na jeden dzień. Pociąg był wczoraj rano o 7.38 i podróż trwała strasznie długo. Tu w Berlinie byłyśmy około 17.00 po południu. Dlatego nia miałyśmy za bardzo sił na zwiedzanie.




Tu na zdjęciu jest Andżela przy pięknym samochodzie. Tak jej się podobał, że aż poprosiła mnie żebym jej zrobiła zdjęcie. To jest niedaleko naszego mieszkanka.









Teraz jest rano i dziś czeka nas długi dzień. Idziemy zobaczyć tę długą ulicę, unter linden, czy jak sie tam ona nazywa, nie wiem, ale Mariola wie, gdzie to jest. Podobno jest tam pięknie. Po południu spotykamy się z Jolą. Pójdziemy gdzieś pewnie. O, wychodzimy.

Po powrocie. Andżela jest zachwycona. Siedzi teraz i patrzy mi przez ramię. Ona umie obsługiwać komputer, ale blogu nie pisze, tak jak ja. Ona "chodzi na czaty". Podobno rozmawiała przez internet z jakimś chłopakiem, co mieszka w Berlinie. Jest tutaj na praktyce. Piotr. Nie wiem, czy chcą się spotkać, oho, Andżela mówi, że tak. Mówi, że nadal ma żal do Michała i pyta mie teraz dlaczego nie ma mieć troche zabawy w Berlinie?
A ja jestem zmęczona i napiszę jutro rano, zanim dziewczyny wstaną. Teraz tylko powiem, że bardzo mi dobrze zrobiło spotkanie z Jolą.
Jutro jutro napiszę.



Tu jest Andżela w "naszym mieszkaniu" - ogląda niemiecką gazetę młodzieżową.




A to ja przy komputerze. Andżela zrobiła mi niespodziewanie zdjęcie. Tym nowym aparatem Andżeli zdjęcia wychodzą świetne!





27 maja 2004


Rano. Jak pieknie wstaje słońce tutaj! To mieszkanie jest takie duże i jasne. Podobno tu mieszkania nie są drogie. No tak, ale jak na nasze warunki, nie ma co marzyć. Wczoraj byłysmy na taj ulicy i na Alexanderplac. Tam jest dużo sklepów i nawet polska mowa się na ulicach dała słyszeć. Dużo tu pewnie Polaków mieszka. Spotkałyśmy się z Jolą i poszłyśmy do takiej dzielnicy, gdzie chodzi się po zakupy. Kudam. Tam jest tak elegancko! Poszłyśmy do sklepu Kadewe, gdzie niektóre ekspedientki mówią nawet po polsku! Mariola bardzo chciała mi ten sklep pokazać.

Jola ma się dobrze. Mieszka pod Berlinem, ma dom. Pracuje tu w Berlinie w jakimś biurze. Opowiadała mi, że można tu zarobić, mimo bezrobocia... czym jest berlińskie bezrobocie w porównaniu z polskim... to u nas jest 19% bezrobotnych w kraju, nie tu! Tu zresztą podobno są jakieś świadzczenia socjalne, tak, że nawet bez pracy można przeżyć. Oh! Jola mówiła, że jak będę chciała to mi znajdzie tu pracę. A co ja bym miała tu robić? Nie znam języka, nic. Kto by tu polską matematyczkę zatrudnił?

O, wychodzimy już. Dziś idziemy do parku i pozwiedzać zabytki. Może wjedziemy na te wieżę - wczoraj nie miałymy już siły. Andżela robi bardzo dużo zdjęć. Cieszę się.



To Andżelika i jej eksperymentalne zdjęcia. Sama je sobie robi. Tu przy wieży na Alexanderplac.








Wieczorem.

Ale się namęczyłyśmy! Obeszłyśmy wyspę z muzeami i potem inne dzielnice. Centrum. Byłyśmy w pięknych budynkach, gdzie są takie cudowne dziedzińce. Tyle tu ludzi! Turystów! Potem spotkałyśmy koleżnakę Marioli i poszłyśmy na kawę do takiego barku na ulicy. Ta koleżanka, Anita, mówi, że jutro jest polska impreza w jakimś klubie czy fabryce. Andżela chce iść. Mariola zresztą też. Anita mówiła, że będzie tam dużo Polaków. To ciekawe. Może można się dowiedzieć, jak tu jest od kogoś, kto tu mieszka. Ma być wystawa i filmy. Podobno to miejsce nie jest daleko od naszego domu. Nazywa się Tęczowa Fabryka. A jednak fabryka. Andżela właśnie sprawdza adres. O, po niemiecku to się nazywa Regbogen, nie, Regenbogen Fabrik. O, mam adres, niedaleko nas, rzeczywiście. 2 ulice dalej. No, więcej, ale nie dużo. Nawet nie musimy jechać metrem. To miłe na wieczór jutro. O, widzę teraz na ulotce, że to będzie wystawa jakiejś żony, nie wiem. Jakaś polka. Ah, zobaczymy jutro.




A to my, od lewej, ja, w środku Mariola a po prawej Anita.









29 maja 2004


Ah, nie wiem od czego zacząć. Tyle się działo. Może od początku.
Wczoraj byłyśmy na tej wieży na Alexanderplac, niesamowity widok. Berlin jest naprawdę ogromny. Prawie się nie kończy. No, może gdzieś za horyzontem... Na tej wieży jest też restauracja, ale nie byłyśmy tam. Poszłyśmy za to do kawiarni niedaleko placu. Andżela zadzwoniła do tego Piotra, którego spotkała na czacie. Chciał się z nią spotkać w jakiejś kawiarni, ale ja się nie zgodziłam, żeby spotykała obcego chłopaka sama gdzieś w obcym mieście. Powiedziałam jeje, żeby on przyszedł do tej fabryki... ale on nie wiedział gdzie to jest. Naturalnie Andżela była zła, że się wtrącam, ale jednak jesteśmy za granicą i sama mogłaby się zgubić a poza tym nie wiadomo kto to jest. Wkońcu powiedział, że spróbuje znaleźć tę fabrykę. Andżela dała mu numer telefonu naszego mieszkania. Tak jest w sumie bezpieczniej. Wiem, że Andżela ma już 18 lat, ale mimo wszystko... i gniewała się na mnie całe popołudnie.
Po spacerze poszłyśmy jeszcze do supermarketu na zakupy na obiad i wróciłyśmy do domu. Ugotowałam nam makaron wstążki z sosem grzybowym. Mariola zrobiła sałatkę.

Tego wieczoru, co byłyśmy w tej Regenbogen Fabrik było bardzo miło. Była i Jola i Anita no i my. Na początku było jakieś czytanie powieści a potem filmy. To bardzo dziwne, w tej fabryce jest sala kinowa z barem i kanapami! Czegoś takiego nigdy nie widziałam. W Polsce tak nie ma. Jak jest kino to jest kino. I była też tam wystawa ... bardzo ciekawa. Ale nie zrozumiałam o co chodzi. Jakaś dziewczyna chce sprzedać Polki na żony. Jak towar! Przecież nie jestem towarem! Kobiety nie są towarem! Anita była oburzona. Ja co prawda nie ... bo to nawet śmieszne, ale Anita tak. Ona poślubiła Niemca. I dlatego może tu mieszkać i pracować. Tak się właśnie nad tym zastanawiam... czy ja bym mogła poślubić obcokrajowca? Chyba nie. Po jakiemu byśmy rozmawiali? Co prawda Anita nie znała na początku niemieckiego za dobrze. Teraz już mówi dobrze. Jest tu już 7 lat. Natomiast Jola nie mówi po niemiecku. Ona poślubiła Polaka i z nim mieszka. Mają 2 dzieci. Jedno jest jego z pierwszego małżeństwa a drugie wspólne.
Ogólnie wieczór w tej fabryce był udany. Andżela była smutna, bo Piotr nie przyszedł, ale może nie mógł nas znaleźć. To rzeczywiście mogło byc trudne - fabryka jest na małej uliczce i to w bramie. I rzeczywiści było dużo Polaków. Trochę też Niemców. Anita poznała nas z jakimś jej znajomym, Niemcem, bardzo miły. Jurgen. Od razu pomyślałam o Andrzeju. Mam nadzieję, że u niego wszystko dobrze.

Natomiast dziś sobota i jest piękny dzień. Słońce świeci choć jest trochę zimno. W południe poszłyśmy z Mariolą i Jolą na flomark w centrum. Flomark to taki rynek, gdzie się sprzedaje starocie. Jola nie miała dziś pracy to mogła z nami pójść. Ja nic nie kupiłam, ale Mariola kupiła obrazek z wytłaczanej skóry. Bardzo ładny. Teraz jesteśmy w domu. Ugotowałam zupę pomidorową. Zaprosiłyśmy też Jolę. Mówi, że ta zupa przypomina jej dom. Ten dom w Polsce. Właśnie zjadłyśmy i dziewczyny piją kawę a ja szybko piszę. Wiem, że to może nieładnie, ale tyle się dzieje, że boję się, że zapomnę wszystko. Dlatego piszę. Andżela dzwoni teraz do Piotra. Napiszę poźniej.

30 maja 2004


Życie jest pełne niespodzianek. Jest niedziela rano. Właśnie wróciłam z kościoła. Byłam na mszy choć była po niemiecku, ale to nic. Chciałam zobaczyć jak tutaj jest. Kościół jest niedaleko. Jest tu podobko kilka parafii gdzie są msze po polsku, ale najwcześniejsza msza jest o 11 a my chcemy dziś iść do parku na spacer i dlatego postanowiłam pójść wcześniej do kościoła. Nawet jak msza jest po niemiecku to nic. Bóg jest ten sam. Jest 10 rano. Dziewczyny wstają. tutaj chyba tylko ja jestem ranny ptaszek. A, Jola została u nas na noc. Wstawię wodę na kawę.

Ale muszę napisać co się wczoraj zdarzyło. Naprawdę życie jest zmienne. Jak wczoraj Andżela zadzwoniła do Piotra to się umówili na kawę w pobliskiej kawiarni. Po południu - więc się wkońcu zgodziłam. Poszła na 17. Ja zadzwoniłam do Andrzeja, ale odebrała jakaś kobieta i powiedziała, że go nie ma. Ciekawe kto to mógł być? Bardzo się rozczarowałam. Kto to mógł byc? Siostra? Była żona? Byłam taka smutna. Na to niespodziewanie Jola wyjęła butelkę koniaku i powiedziała, że trzeba uczcić nasze spotkanie i zapomnieć o facetach. Andżela już poszła, więc otworzyłyśmy butelkę. Oh, po kilku kieliszkach już nie miałyśmy sił nigdzie iść. Ja leczyłam swoje rozczarowanie Andrzejem, dziewczyny mnie pocieszały. Potem Jola opowiadała, że życie w obcym kraju wcale nie jest takie przyjemne. Ile miała problemów na początku! I z mężem! Ona za niego wyszła bo nie chciała być sama. A on ma dziecko z pierwszego małżeństwa i ta córka jej nie lubi, przechodzi okres dojrzewania i jest nieznośna. Mieszkają pod Berlinem i musi dojeżdżać do pracu, dzieci do szkoły. A to też pieniądze. Mówi, że w przyszłym miesiącu chcą się przenieść do Berlina bo dojazdy ich wykańczają. Tylko mąż ma samochód a ona nie ma prawa jazdy. Płakała. Mówiła, że tęskni za rodziną. Chyba to rozumiem. Mimo, że ma tutaj męża i dziecko, dzieci, to jest samotna. Tak to nasze babskie spotkanie wyglądało. Ale na szczęście mogłyśmy się wzajemnie pocieszać. Chyba tylko Mariola ma radość ducha. Butik idzie dobrze, stać ją na wyjazdy do Berlina co jakiś czas no i z Romanem nie ma tylku problemów. Ona już taka jest. Wesoła.
Jak tak sobie gadałyśmy zadzwonił telefon. Ale niespodzianka! To ten Jurgen, Niemiec, którego poznałyśmy wczoraj w fabryce. Skąd miał ten numer? Pewnie od Anity?! Zadzwonił do mnie! Żeby się spotkać! Powiedział, że wydałam mu się bardzo miła. Rozmawialiśmy łamanym angielskim i rosyjskim. On pochodzi z Niemiec wschodnich i tak samo jak my uczył się rosyjskiego. Byłam bardzo zaskoczona! Chyba to ten koniak spowodował, że byłam taka rozmowna. I umówiliśmy się na dziś. No tak, jutro wyjeżdżamy. Chyba gdybym nie wypiła tyle koniaku to bym się nie umówiła. Co ze mnie za wariatka! A dziewczyny mnie tylko dopingowały. I tak to mam dziś spotkanie z Jurgenem. Przyjedzie po mnie o 19. Gdyby podał mi numer telefonu to bym pewnie odmówiła. Ale nie mam jak zadzwonić. To wkońcu nie wypada, żebym się umawiała z obcymi mężczyznami... Andrzej... Mariola mówiła, że ten Andrzej jej się od początku nie podobał. Powiedziała, że powinnam się spotkać z kimś innym - właśnie dl awłasnego zdrowia psychicznego. Jola mówiła, że to znak. Że powinnam pójść za przeznaczeniem. Chyba tak zrobię. Matko Boska! Co ja robię!?

Dziewczyny już gotowe. Idziemy na spacer. Napiszę po powrocie.

Jest 17.00. Za dwie godziny spotykam się z Jurgenem. Trochę się denerwuję. Jola pojechała już do domu. Mam nadzieję, że jej mąż nie będzie jej robił awantury o to, że została na noc. Wkońcu nie powinna wracać późno sama do domu. A dzieci sobie poradzą. Teraz Mariola gotuje a Andżela ogląda MTV w telewizji. My nie mamy telewizji kablowej. Jej wczorajsze spotkanie okazało się tylko rozczarowaniem. Chłopak - Piotr - okazał się na końcu gburem. Jak nie chciała z nim pójść do domu to po prostu wyszedł bez pożegnania. Na szczęście wcześniej uregulował rachunek i Andżela nie musiała za niego jeszcze płacić. Mężczyźni! Oh, mam nadzieję, że ten Jurgen nie będzie taki! Ale może nie, to Niemiec. Pewnie dobrze wychowany. No dobrze, idę się wykąpać i ubrać.

Zaraz zaraz przyjdzie! Jeszcze mam kilka minut to piszę. Andżela sprawdziła swoje emaile. Podobno Moniczka widziała się z Michałem i on tęskni za Andżelą. To miłe. A Andżela też dostała wczora lekcję, że nie każdemu można wierzyć. Z jednej strony jest mi jej żal a z drugiej jestem szczęśliwa, że nic jej się nie stało. Dzwonek do drzwi!

31 maja 2004

Dziś wyjazd. Szkoda. Ale od początku. Wczorajszy wieczór z Jurgenem (teraz już wiem, że to się pisze Jürgen - z takim "u" i 2 kropkami) był przeuroczy. Poszliśmy do restauracji Indyjskiej na bardzo smaczną kolację. Ryż z kurczakiem w sosie curry. Chyba po powrocie do Polski poszukam przepisów indyjskich. A Jurgen okazał się nadzwyczaj uprzejmym człowiekiem. Trochę nie wiedziałam jaki może być, bo to Niemiec, ale okazało się, że mamy wiele wspólnego. Najbardziej czasu socjalizmu. Tu w NRD było podobnie jak u nas. Jurgen zaraz po obaleniu muru przeprowadził się do Niemiec zachodnich. Tam pracował długo na budowach, aż wkońcu otworzył własną fimę budowlaną. Mówił, że tym Niemcom ze wschodu wcale nie było łatwo. Na początku wszyscy się cieszyli, że Niemcy są wreszcie zjednoczone, ale potem zaczęły się problemy. Bo ci ze wschodu traktowani byli jako obywatele 2 klasy. Nie było pracy w byłym NRD i trzeba było wyjeżdżać do zachodniej części. Oh, ja to rozumiem. Potem opowiadał o śmierci żony. Zmarła w wypadku samochodowym, tragiczne.
Po kolacji, za którą on zapłacił, poszliśmy do baru na drinka. Było bardzo miło i dużo się śmialiśmy. Dał mi swój adres i powiedział, że jak będę w Berlinie mam go odwiedzić. Na szczęście on też używa internetu. Możemy się komunikować przez email. To wygodne. Odwiózł mnie koło 23.00. Opowiedziałam Marioli o wszystkim. Cieszyła się, że tak miło spędziłam wieczór. Ona za to leżała cały czas na kanapie i oglądała telewizję. Co prawda nie rozumie za dużo niemieckiego ale jej to nie przeszkadza. To cała Mariola. Mówiła, że już Berlin zna i nie chce jej się chodzić.

Teraz się pakujemy. Pociąg jest po południu. Dzwoniła Jola. Powiedziała, że jak bym szukała pracy to ona mi coś znajdzie. Spytałam co, a ona powiedziała, że na początek może w biurze. Sprzątanie. Sama nie wiem. I powiedziała, że może zdąży na dworzec nas pożegnać. Teraz idziemy na małe zakupy - Mariola ma coś do załatwienia dla swojego butiku a potem trzeba powoli jechać na dworzec. Andżela widziała gdzieś różowe klapki - "japonki", które podobno są teraz bardzo modne, i bardzo chce iść je kupić. Mam nadzieję, że nie są drogie. Niech to będzie dla niej prezent z okazji Dnia Dziecka, to jutro. Ona co prawda nie lubi już być dzieckiem, ale dla mnie zawsze będzie.

A to wymarzone klapki Andżeli.

2 czerwca 2004

Już w domu. Zaraz po powrocie czekała mnie nawałnica pracy. W szkole obchody dnia dziecka. Nawet licealiści czują się jeszcze dziećmi a może wykorzystują każdą okazję do uniknięcia lekcji. W każdym razie uczniowie z mojej klasy zorganizowali małe przedstawienie o Alicji w Krainie Czarów.

To moja klasa podczas przedstawienia "Alicja w Krainie Czarów".



Inne klasy albo robiły wagary albo organizowały jakieś konkursy, przedstawienia itd.


A to podczas programu artystycznego w innej klasie! Było bardzo śmiesznie!


Bardzo miły dzień, ale nie ukrywam, koniec roku się zbliża i jest coraz więcej pracy. Jeszcze matury ustne. Na szczęście mogłyśmy wyjechać. I na szczęście miałam zastępstwa na maturach. W naszym liceum jest chyba najwięcej nauczycieli matematyki. Może dlatego dyrektor pozwolił mi na urlop w takim terminie. Będę mu ogromnie wdzięczna do końca życia. No dobrze, z drugiej strony - miałam zwolnienie lekarskie. Tak mi poradziła wtedy Magda, która uczy fizyki u nas. Ona sama była na tygodniowym urlopie "zdrowotnym". Podobno to działa. A i u mnie zadziałało. Nie chciałam co prawda tego robić, to oszustwo, ale Magda mnie wkońcu przekonała. Inaczej chyba bym musiała odłożyć nasz wyjazd a taka okazja - jechać z Mariolą do Berlina - mogłaby się nie powtórzyć. Na początku żałowałam, ale teraz już nie mam wyrzutów sumienia. Tyle się zmieniło przez te kilka dni. Nabrałam energii i "radości wewnętrznej", jak to mówi Mariola. Ma rację. Dobrze mi. Nawet sprawa z Andrzejem jest dość odległa. Myślę też trochę o Jurgenie.

Andżela się uczy z Moniczką. A ja robię obiad. Może coś indyjskiego?

4 czerwca 2004

Nie mam za dużo czasu teraz żeby pisać. Szkoła. Wczoraj dzwonił Andrzej. Chce się spotkać. Nie wiem, czy znajdę czas. Jurgen przysłał pozdrowienia emailem. Lecę, woda się gotuje. Napiszę później!

7 czerwca 2004

Jednak tęsknię za nim. Za Andrzejem. Dziś się spotykamy. Praca i dom chyba zacierają powoli wspomnienia o Berlinie. Odpisałam co prawda Jurgenowi na jego email, ale moje wspomnienia się zacierają. Szkoda, że nie mam jego zdjęcia nawet. Ale nie powinnam tak pisać. Dziś zobaczę się z Andrzejem.

8 czerwca 2004

Wczoraj na spotkaniu Andrzej powiedział, że się zmieniłam, że jestem inna. Sama nie wiem. Czy to możliwe? Jednak nasze spotkanie było całkiem udane. Jak kiedyś. Kawiarnia i kwiaty. W drodze powrotnej do domu Andrzej opowiadał mi, jaką miał ciężką sytuację przez ten cały czas. I problemy ze zdrowiem cioci i nawet problemy z dyrektorem w naszej szkole. Płakał. Mówił, że nie chciał mnie stracić. Zrobiło mi się ciepło na sercu. On jednak czekał na mnie i coś do mnie czuje. Wstydzę się trochę ale napiszę jednak. Poszliśmy do mnie do domu. Andżela była całą noc uczyć się u Moniczki. Kochaliśmy się z Andrzejem. Było cudownie. Nigdy tego nie zapomnę. Był taki delikatny, taki czuły. Było naprawdę wspaniale. Nie spodziewałam się, że jestem jeszcze zdolna do takich nocnych szaleństw.

Wraca Andżela. Zabieram się za obiad.

11 czerwca 2004

Dzisiaj piątek, dzień wolny. Trochę popracowałam nad sprawdzianami. Andżelika jest u Moniczki. Uczą się geografii dzisiaj. Myślę o Andrzeju. Zaraz po mnie przyjdzie i idziemy na spacer. Jest piękna pogoda. Pójdziemy nad Wisłę. Jak rozmiawialiśmy wczoraj przez telefon, mówił, że mu dobrze ze mną. Jestem chyba szczęśliwa.



To dziewczyny zmęczone nauką geografii. Niedługo mają sprawdzian i muszą "zakuwać".




12 czerwca 2004

Wczoraj byłam u Andrzeja. Znów było cudownie. Nie wiedziałam, że on jest takim... uh, wytrawnym kochankiem. Poza tym sam ugotował kolację dla nas. Klopsy i ziemniaki. I sałatka. Wypiliśmy trochę wina... ah i kochaliśmy się. Wróciłam do domu wieczorem. Andżela się dziwiła gdzie byłam tak długo. Oh, i matki mają swoje tajemnice.

13 czerwca 2004

Czas szkolnych sprawdzianów a ja mam głowę w chmurach. Miłość?! Czy to jest miłość? W naszym wieku? Toż to niedorzeczne. Mariola mówi, że całkiem normalne. Pewnie ma rację.

Andżela się dużo uczy. Mama dzwoniła. Wszystko dobrze. Załatwia Andżeli obóz kajakowy nad Narwią. Na wakacje. Pewnie się ucieszy. Ten obóz poleciła mi koleżanka z pracy. Jej córka też tam jedzie. Nie jest też taki drogi. Moniczka będzie gdzieś "w rajchu" jak to młodzież mówi, podobno dostała tam pracę jako kelnerka. Michał jedzie gdzieś z rodzicami ... do Hiszpanii. No to niech ta moja Andżela sama tu nie siedzi. Ona i tak kocha kajaki.

17 czerwca 2004

Dziś zaczynają się "Dni Kwidzyna". Andżela i Moniczka poszły na koncert. A ja piorę. Dziwnie się czuję. Głowa mnie boli. Nie bardzo mam ochotę na pisanie. Tyle tylko, że pisał Jurgen. Tęskni. Pozdrawia. Pisał, żebym go odwiedziła latem. Napisałam mu, że to nie jest możliwe. Nie mogę teraz, jak jestem z Andrzejem.

19 czerwca 2004

Już niedługo koniec roku szkolnego. Byłam wczoraj z Andrzejem na drinku w barze koło zamku. Potem poszliśmy zobaczyć uroczyste otwarcie Dni Kwidzyna. Nie powiem, było bardzo miło. Piękny letni wieczór. I my. Spotkaliśmy też Andżelę z Michałem. Trochę się czułam zażenowana ale wkońcu przecież też mam prawo do odrobiny szczęścia. Potem rozmawiałam z Andżelą - powiedziałam jej o nas, to znaczy o Andrzeju i o mnie. Na początku była zła. Powiedziała, że się będzie wstydzić w szkole, ale wkońcu mnie zrozumiała. Kochane dziecko.



To Andrzej i ja - kiedy spotkaliśmy Andżelę i Michała.









21 czerwca 2004

Skończyłam pranie. Dziwnie się czuję. Dzisiaj stała się dziwna rzecz. W szkole na korytarzu zobaczyłam Andrzeja. Przeszedł koło mnie i nawet nie spojrzał. Cały był zdenerwowany i czerwony na twarzy. Domyśliłam się, że coś jest nie tak, ale mimo wszystko było to nieprzyjemne. Owszem, ukrywamy w szkole nasze uczucia, choć młodzież może się domyśla. Ale mimo wszystko zachował się niepoprawnie. Przeszedł koło mnie i nawet się nie przywitał. Po szkole już dzwoniłam do niego, ale nie odbiera. Nie ma go.

22 czerwca 2004

Jest wieczór. Po południu widziałam się z Andrzejem. Powiedział mi, że wczoraj miał poważną rozmowę z naszym dyrektorem. Nie chciał powiedzieć o co chodziło. A myślałam, że jesteśmy sobie bliscy i nie mamy przed soba tajemnic. A jadnak. Bardzo mi było przykro. Andrzej przepraszał, kupił mi różę na ulicy. Wkońcu się udobruchałam. Potem musiałam iść do domu robić kolację. Nie wiem, co mam myśleć.

23 czerwca 2004

Jest rano. Andżela jeszcze śpi. Idzie dziś na 11. Już niedługo koniec szkoły. Na szczęście. Jeszcze kilka spotkań, rada nauczycielska i spotkanie z rodzicami. Zaraz biegnę do szkoły. Już niedługo.

Jest już późny wieczór. Andżela śpi. A ja piszę, bo mi źle. Rozmawiałam dziś z Andrzejem. Był bardzo przybity. Poprosił mnie o pożyczkę. 500 zł. To chyba za dużo. Odmówiłam, z ciężkim sercem, ale nie mogę.
Oczywiście jest mi ogromnie przykro. Andrzej jest dla mnie taki dobry, czuły i kochany. Nie wymagam od niego za wiele, może to błąd. Nie chcę żeby odszedł, nie chcę żeby historia się powtórzyła. Moje małżeństwo z Marianem na początku było udane. dopiero później się popsuło. Marian zaczął pić i miewał inne kobiety. Do dziś nie wiem czy go coś łączyło z Mariolą. Wiem, powinnam ją samą o to spytać, ale chyba nie ma co odgrzebywać stare dzieje. Nie chcę stracić jej przyjaźni. Znamy się już tyle lat. Nawet jeśli mieli romans, teraz to już nie ma znaczenia.



Znalazłam nasze ślubne zdjęcie. To Marian i ja. Rok 1978. Tyle lat temu.


Chyba byłam za dobra dla Mariana.

Chyba byłam za dobra dla Marioli. Nasza przyjaźń przetrwała i jej zdradę. Choć początkowo było mi ciężko. Nie wiedziałam komu ufać. A domyślałam się, że oni coś kręcą - Roman, mąż Marioli, kiedyś coś wypaplał przy wódce, dawno temu, na imieninach Marioli. Do dziś to pamiętam. Później kiedyś szarpali się z Marianem. Nie pobili się, ale było blisko. Teraz to nie ma znaczenia. Dojrzałam już i biorę życie takie, jakie jest. Niech chociaż te moje ostatnie lata będą radosne.

I dlatego nie mogę pożyczyć Andrzejowi tych pieniędzy. Zresztą nie mam. Nie będę powatrzała starych błędów. Nie będę za dobra. To życie zmusza mnie żebym była twarda. Samo życie.

Po tym, jak odmówiłąm Andrzejowi on był bardzo zły. Odwrócił się na pięcie bez słowa i poszedł. Jeszcze wróci ... z kwiatami. Jak zawsze. Czy ja się stałam wyrachowana? Matko Boska!

Napiję się herbaty.

I odpiszę Jurgenowi. Dobranoc.

26 czerwca 2004

Na szczęście koniec szkoły. Wczoraj odbyła się uroczystość kończąca rok szkolny. Teraz mogę się odprężyć i wreszcie poczytać. Czytam teraz zaległą lekturę Paulo Coehlo "Alchemik". Zawsze chciałam to przeczytać, odkąd zobaczyłam recenzję w "Twoim Stylu". To było tak dawno. Czytałam co prawda inne jego książki, są wspaniałe. Ale jak mówiła Magda, ta pierwsza chyba najlepsza. W tych kobiecych pisamch zawsze są recenzje świetnych książek. Często czytam książki ploecane czy to przez "Twój Styl", czy "Viva". W ten sposób można się zorientować co jest dobrego na rynku.

... nie widziałam wczoraj Andrzeja. Po szloknych obchodach zadzwoniłam do niego, ale nikogo nie było. Chciałam spytać dyrektora, ale jakoś mi nie wypadało. Magda, ta fizyczka, powiedziała, że z Andrzejem dziwna sprawa. Nie pojawił się. Podobno, tak się mówi u nas w pokoju nauczycielskim, on robił jakieś przekręty finansowe. Trudno mi w to uwierzyć. Gdyby tylko znali jego problemy rodzinne to by tak nie mówili. Choroba jego cioci z Rzeszowa wykańczała go psychicznie. Sama widziałam.


To obchody zakończenia roku szkolnego. Dostałam dużo kwiatów!



Andżel ajest szczęśliwa, ja zresztą też - miała takie dobre świadectwo. Same czwórki i tylko jedna trójka. Z polskiego. To się może zdarzyć. Andżeli też nie było łatwo, ja ucze w tej samej szkole. To dla niej też jest obiążenie. Moniczka miała gorsze świadectwo. Większość trójek. Teraz pojechali z Michałem nad jezioro.



To Moniczka i Michał nad jeziorem. Nie wiedziałam, że Michał pali. Mam nadzieję, że Andżela nie pali...

28 czerwca 2004

Od tamtej rozmowy z Andrzejem nie widzieliśmy się. Próbowałam jeszcze dzwonić, ale to na nic. Raz odebrała ta sama kobieta, nie wiem kto, ale ja się nie odezwałam. Ona krzyczała w telefon, kto tam, ale ja odłożyłam słuchawkę.

Dzwoniłam do mamy. Pojadę do niej na 2 tygodnie. Andżela chyba za mną. W sierpniu jest jej spływ kajakowy. Moniczki i tak nie będzie - jedzie do Niemiec za kilka dni a Michał do Hiszpanii.

Wieczorem.
Ustalone. Jedziemy do mamy 1 lipca.

30 czerwca 2004

Wczoraj widziałam się z Mariolą. Popiłyśmy koniaczek. Ona znów jedzie do Berlina. Za kilka dni. Był też Roman. Mówił, że chodzą słuchy na mieście, że jakiś nauczyciel historii robił niezłe korpoty finansowe. Teraz podobno ma problemy. Jezus, to chyba Andrzej. To chyba o niego chodzi. Roman nie wiedział dokładnie. Jestem przerażona. Mam nadzieje, że to nie on, że nic mu nie jest. Zaraz dzwonię do Magdy, on wszystko wie co, kto, z kim i jak.

Pada deszcz. I moje serce jest pełne bólu. To chodziło o Andrzeja. Magda potwierdziła. Jest mi smutno.

Muszę wyjechać. Jedyny miły dzisiaj to telefon od Jurgena. Podałam mu też numer do mamy, może tam zadzwonić, jak tam będziemy. Mama nie ma internetu. Są co prawda kafejki internetowe, ale nie odwiedzam ich tak często. Nie lubię. Jak to wygląda, stara matematyczka przy komputerze wśród nastolatków, którzy grają w jakieś gry wojenne. Mogą pomyśleć, że szukam randki "w sieci". Za stara jestem na to.

5 lipca 2004

Jesteśmy u mamy w Toruniu. Pomagam jej trochę - chciała zrobic remont kuchni. Malowałyśmy półki i szafki. Mama wybrała bardzo ładny kolor - błękitny. Do tego kupiłam jej biało niebieskie zasłonki. Jeszcze trochę nam zostało pracy. Ale to miłe. Mama sama by sobie nie poradziła. A ja mam teraz czas. Andżela też wypoczywa. Spotyka się ze swoją dawną wakacyjną koleżanką, Elą. Ela też mieszka w Toruniu. Znają się już wiele lat i spotykają zawsze jak jesteśmy u mamy.
Znalazłam kafejkę internetową. Jednak przyszłam.


To ja, jak maluję kuchnię! Ale się pobrudziłam, wszystko widać na tym zdjęciu.

10 lipca 2004

Malowanie skończone. Mama zadowolona. Kuchnia wygląda pięknie. Od Andrzeja nie mam wiadomości. Jurgen dzwonił 4 razy już. Namawia mnie na przyjazd do Berlina. Ja nie jestem przekonana. Mama mnie namawia. Mówi, żebym "użyła życia". Póki mogę. Ona sama żałuje, że nie spotkała się ze swoim ukochanym zaraz po wojnie. To była prawdziwa miłość ale mama się wystraszyła i nie odpowiadała na jego listy. Teraz żałuje. Czasem. Trochę.

Zastanowię się nad propozycją Jurgena.


To "nowa" kuchnia mamy.

13 lipca 2004

Zostajemy u mamy dłużej. Ona się trochę źle czuje. Będę jej gotowała i pomagała. Andżela też chce zostać. Dobrze się bawi z Elą. Chodzą na basen, jak nie ma pogody, do kina. A jak jest słońce to jeżdżą rowerami. Wieczorami odwiedzają lokalne kawiarnie i kluby.


Tu na zdjęciu jest Andżela z Elą. To przed wyjściem do klubu.


A ja wciąż nie wiem co zrobić z propozycją Jurgena. Czekam na znak od losu. Zadzwonię do Marioli.


19 lipca 2004

Rzadko chodzę teraz do kafejki internetowej. Dużo czytam. Czasem dzwoni Jurgen. Właściwie dzwoni codziennie. Andżela się ze mnie śmieje, że mama ma chłopaka niemca. Może coś w tym jest. Oh, i ja to mówię!? Rzeczywiście to dziwnie brzmi. Mam chłopaka niemca. Mężczyznę. On się mną interesuje.

Wczoraj dostałam od niego list. Przysłał mi swoje zdjęcie.




To jest właśnie Jurgen.

20 lipca 2004

Pojadę do niego. Tak mi też doradza Mariola. Mówi, że kto nie próbuje ten nie wie. Mama jest podobnego zdania. Mama po prostu chce żebym była szczęśliwa.

Jak tylko Adżela pojedzie na obóz, ja pojadę do Berlina.

25 lipca 2004

Jurgen obiecał opłacić mi bilet na pociąg. Początkowo nie chciałam, ale nalegał. To znaczy odda mi po przyjeździe. To urocze. Już kupiłam dla niego prezent - piękny album ze zdjęciami Polski północnej. Niech zobaczy jak tu u nas jest pięknie. W wolnych chwilach studiowałam też przepisy kuchni indyjskiej, będę mu mogła gotować, wiem, że lubi indyjską kuchnię. Już teraz wszystko wiem o curry, o masali i chiken tika. Oczywiście nie obejdzie się od tradycyjnych polskich dań. Pierogi, bigos.

Gotowanie to dla mnie przyjemność.

A to jest właśnie ta książka - "Kuchnia Indii". Ciekawe przepisy!

Kupiłam dziś słownik, taki mały, polsko-niemiecki. Czytam trochę słówek. Trochę się uczę.

27 lipca 2004

Kupiłam rozmówki polsko-niemieckie. Jurgen się już cieszy. Ja też. Mama też. Ta cała historia z Andrzejem jest już za mną. Jak mogłam być taka łatwowierna. Co prawda do końca nie wiem jaki był, czy był w istocie oszustem... ale wiem, że dla mnie był dobry.... czasem.

31 lipca 2004

Jutro wyjeżdżam do Berlina do Jurgena. Andżela dziś jedzie na obóz. Właśnie się spakowała a ja zrobiłam jej kanapki na drogę. Wieczorem wpadnie Mariola. Powiedziała, że przyniesie koniaczek. Dziś jest pochmurnie, to może posiedzimy w domu - to całkiem miła perspektywa.

O Andrzeju nic nie słyszałam. Jego afera skończyła się sądem i artykułem w "Kurierze Kwidzyńskim". Ze zdjęciem. Na szczęście o mnie nikt nie pisał. Wspomniano tylko, że wśród poszkodowanych w ramach oszustw finansowych oskarżonego znalazła się również nauczycielka Kwidzyńskiego liceum. Na szcęście też nie wzywano mnie na świadka. Proces odroczono. Mam nadzieję, że jak wznowią to też nie będę musiała iść do sądu. Chcę się od tego "odciąć", zacząć nowe życie.



To jest właśnie to wydanie "Kuriera Kwidzńskiego" gdzie jest artykuł o Andrzeju... co za skandal!



2 sierpnia 2004

Oh, jestem w Berlinie! Po raz drugi. Tym razem z Jurgenem. Pozwolił mi zamieszkać u jego siostry w mieszkaniu. Siostra wyjechała na wakacje. Mam niejako "swoje" mieszkanie w Berlinie. Codziennie Jurgen zabiera mnie na spacery i do miasta. Jest cudowny. Ja dla niego gotuję i zapraszam go "do siebie" albo gotuje u niego. On uwielbia moją kuchnię. Mówi, że mam złote ręce. Kupił mi piękny błękitny sweterek zapinany w tym wielkim sklepie KADEWE. Moja mama zawsze mówiła, że mężczyźni lubią kobiety w niebieskim. Ha ha, może to prawda. Jurgen jest wspaniały. Specjalnie wziął urlop żeby być ze mną więcej czasu. Ja tylko czasem chodzę na internet sama, jak on ma coś do załatwienia. Chcę pisać o swoim szczęściu. I tak, jestem tu szczęśliwa.

Jurgen mówi, że jego firma ma się coraz lepiej. To dobrze. Rozmawiamy nadal łamaną angielszczyzną i po rosyjsku. Ja nauczyłam się kilku słów po niemiecku a on po polsku. Umie już powiedzieć "kocham cię kochanie". Jedyne co znał wczesniej po polsku to "piękna dziewczyna". To się naśmiałam jak mi to powiedział.

Zaraz się spotkamy. Muszę iść do domu. I zadzwonię jeszcze do mamy i do Marioli. Do zobaczenia kochany pamiętniczku!

5 sierpnia 2004

Mama ma się dobrze. Andżela też. Dzwoniłam do niej na obóz. Dobrze się bawi.
A ja jestem szczęśliwa z Jurgenem.

Dużo spacerujemy, zwiedzamy, on zaabiera mnie do restauracji czasem. Berlin to piękne miasto. Muszę lecieć. Zaraz się spotykamy...

8 sierpnia 2004

Jest cudownie. Pojechaliśmy dziś do Poczdamu nad jezioro na spacer. Jurgen ma BMW. Zielone. Piękne.

9 sierpnia 2004

Nie bardzo mam czas na pisanie. Spędzamy razem tyle czasu. Jurgen jest wspaniały. Dużo się śmiejemy. On mi się wydaje porządnym mężczyzną. Bardzo o mnie dba. O moje potrzeby i zachcianki. Powiedziałam mu, że moim marzeniem jest pójście do tej restautacji na wieży na Alexanderplac... i poszliśmy! Było wspaniale! Co za widok! Jest piękna pogoda!

Zostały nam jeszcze tylko 4 dni. Ja muszę wracać, bo Andżela przyjeżdża z obozu 14 sierpnia. A dziś Jurgenowi się skończył urlop.

Wczoraj mi powiedział, że Polki to najpiękniejsze kobiety na świecie. A on wie co mówi. Dużo podróżował. W Polsce był 2 razy. Był też na Ukrainie i nawet w Tajlandii. W sprawach biznesowych. Ja go podziwiam. Tyle juz widział, jest taki światowy. Czasem się dziwię, że on jest sam, że się nie ożeniał ponownie. On mówił, że nie znalazł tej jedynej. A szukał. Nawet podczas wyjazdów służbowych, kiedy to jeden jego kolega, z którym podróżował, poznał kobietę swego życia na Ukrainie. Cóż, serce nie sługa.

11 sierpnia 2004

Pokazywałam dziś Jurgenowi nasze zdjęcia, to znaczy moje i mamy i oczywiście Andżeli. Bardzo mu się Andżela podobała. Powiedział mi komplement, że mam piękną córkę i on wie dlaczego. Oni się co prawda widzieli wtedy w maju, w fabryce, kiedy się poznaliśmy, ale nie pamiętał. Opowiadałam mu o Andżeli, że za rok ma maturę, że jest na obozie kajakowym. Był zachwycony. Powiedział, że zawsze chciał mieć córkę. Nic nie będę pisała ani myślała, żeby nie zapeszać.

Około 14 spotykam się z Jolą, która właśnie wróciła z urlopu. Nie było jak się wczesniej spotkać.

12 sierpnia 2004

Jutro muszę wracać. Szkoda. Było tak pięknie. Dziś jeszcze się spotykamy na kolację a jutro Jurgen odwozi mnie na pociąg. Ale mamy jeszcze jeden dzień. Teraz Jurgen jest w pracy a ja na internecie. Chciałam jeszcze pójść do kilku sklepów i kupić małe prezenty, jak to mówią Niemcy - "geszenki", dla mamy i Andżeli.

Wczoraj, jak się widziałam z Jolą, powiedziała mi, że może mi znaleźć pracę - na początek sprzątanie. Tylko muisiałabym przyjść na spotkanie z szefem. No tak, tylko to jest praca na czarno. Ale Jola mówi, że tu tak każdy zaczyna. Ona tez tak zaczynała. Teraz już ma pozwolenie na pracę. Ale ja tak nie mogę Andżeli zostawić. Nie moge tak wyjechać. Jola mnie przekonywała, że nie muszę tu być cały czas, tylko na początku raz na 2 tygodnie, na weekend, a to zawsze jakieś pieniądze. To prawda. Za rok Andżela idzie na studia, gotówka się przyda. Moja skromna pensja może na to nie wystarczyć. Jeśli Andżela wybierze studia w Gdańsku, to będę jej musiała jakieś i kieszonkowe dawać i opłacać akademik. To jest argument. Poza tym mogłabym widywać Jurgena. To też jest argument.

Zadzwonię do Marioli, ona ma tu już doświadczenie. A wieczorem nasz ostatni wspólny wieczór z Jurgenem....

13 sierpnia 2004

Jest 13.00. Dziś wyjeżdżam. Ile się wczoraj zdarzyło! Teraz Jurgen jest w pracy a ja już się spakowałam i przyszłam jeszcze na chwilę na internet podzielić się radosnymi wiadomościami. Jak pisałam, wczoraj dzwoniłam do Marioli. Powiedziała, że powinnam brać życie za rogi i przyjąć tę pracę. Moja Mariola. Zadzwoniłam potem do Jurgena i opowiedziałam mu o całej sprawie. On się bardzo ucieszył. Powiedział, że to dobry pomysł. Zadzwoniłam do Joli i powiedziałam, że się zgadzam na tę pracę. Ona powiedziała, że to wspaniale i że będę mogła u niej mieszkać w weekendy albo u jej koleżanki. I umówiła mnie od razu z marszu na spotkanie ze swoim szefem. Właśnie z niego wracam! Jest to kancelaria prawnicza w tej dzielnicy, gdzie mieszkałyśmy w maju tutaj, w Kreuzbergu. Szef się zgodził! On sam ma polską żonę i mówi kilka słów po polsku. I rozumie trochę! Bardzo się ucieszyłam. Powiedział, że mam sprzątać co 2 tygodnie a to jest duże biuro i będę dostawała 6 euro na godzinę. Powiedział też, że jego znajoma ma wielkie mieszkanie i kota i tez poszukuje kogoś do pomocy przy sprzątaniu. A może i znajdą się inne prace. Co za wiadomość! Tu na zachodzie wszystko jest takie łatwe, ludzie są tacy mili! To jest wspaniałe. Dobrze, że weszliśmy do Unii! Jesteśmy teraz obywatelami tego pięknego świata! Witaj Europo!
Tylko musze się zastanowić jak będę dojeżdżała. Mariola kiedyś mi mówiła, że zna jakąś firmę przewozową - mikrobusy, podobno tanio. Wiem tylko, że jest to możliwe. Gdybym tak zarabiała 30 euro a za przejazd płaciła niewiele, to może sie to będzie opłacało!? Mariola mówiła, że to ma sens. Że jestem w stanie trochę zarobić.

To jest jedna sprawa. Kolejna, to nasz wieczór z Jurgenem... zaprosił mnie na kolację do Chińskiej restauracji. Kelnerzy go tam nawet znali, mówili "grus jurgen!". Wspaniała kolacja, kurczak po chińsku! A potem Jurgen powiedział, że jest bardzo ze mną szczęśliwy i żebym tu przyjeżdżała, a nawet została z nim... dał mi piękny wisiorek na srebrnym łańcuszku... prawie jak na zaręczynach! Ale na to za wcześnie. Obiecał też, że mi pomoże tutaj, jak będę przyjeżdżała, że mogę u niego nocować a on się mną zajmie. Powiedział, że mogę nawet przyjeżdżać z Andżelą! Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam co powiedzieć! Ona ma tekie piękne niebieskie oczy... szczere i kochające. Takie dobre. Po kolacji zabrał mnie samochodem do siebie. Otworzył butelkę wina francuskiego ... i kochaliśmy się ... co sie ze mną dzieje?! Staję się starą rozpustnicą?! Teraz tak o tym myślę... Tak nie można.... ale z drugies strony, było tak pięknie! Nie mogłam mu się oprzeć. I podjęłam decyzję ostatecznie. Będę tu przyjeżdżała. Znajdę możliwość. Życie jest piękne!

16 sierpnia 2004

Już kilka dni po powrocie. Właśnie skończyłam pranie ciuchów Andżeli, tych z obozu. Andżela zadowolona. Zdziwiła się trochę moim nowym planem wyjazdów, ale powiedziałam, że to też dla pieniędzy na jej studia. Niestety nic nie wiadomo co u Moniczki. Nie odzywa się od przyjazdu do Niemiec. No, raz dzwoniła do swoich rodziców, ale to było pierwszego dnia, mówiła, że wszystko dobrze. Jaka szkoda, że nie wiedziałam gdzie dokładnie mieszka. Pewnie bym ją odwiedziła będąc w Berlinie. Komórka Moniczki jest wyłączona, bo nie ma roamingu, czy jak to się nazywa, po prostu nie odbiera za granicą. Nie da się. Andżela się trochę martwi. Rodzice Moniczki chyba też się martwią, ale jej mama mówi, że brak wiadomości to dobra wiadomość. Ja tak nie uważam, ale jestem też inna. Mam chyba inne wychowanie. Andżela zawsze dzwoni do domu, melduje się co kilka dni. Ale Moniczka to taka "wiracha", nie wiadomo co jej do głowy strzeli. Może się po prostu dobrze bawi.

18 sierpnia 2004

Dzwoniła Jola. Powiedziała, że mam swój pierwszy dzień w "pracy" 28 sierpnia. To będę musiała jechać. Dzoniłam do Jurgena. Powiedział, że mnie może odebrać we Frankfurcie, wystarczy, że dojadę pociągiem do Frankfurtu nad Odrą a on mnie weźnie samochodem do Berlina. Wyjadę w piątek - w ten sposób spędzimy 2 dni razem. Andżela da sobie radę. Już mi mówiła. Moniczka powinna już być z powrotem. I Michał. A Mariola powiedziała, że będzie dzwoniła do Andżeli, czy wszystko w porządku.

Czytałam dziś Vivę!. Teraz oglądam zaległy serial "Moda na sukces". Jola mówiła, że w Niemczech też jest, tylko wiele odcinków później. Lubię ten serial, ludzie są tacy piękni. Ich problemy wydają się dość błache, nie to co tutaj... nasze życie jest inne tu, w Polsce. Tam wszyscy są bogaci.

Wieczorem.
Byłam u Marioli na kawie. U niej wszystko dobrze ale Roman stracił pracę w firmie betoniarskiej. Teraz jest bezrobotny. Jak to różnie bywa w życiu. Może mógłby znaleźć pracę u Jurgena?! Jak u niego będę to spytam czy nie potrzebują pracowitego betoniarza i budowlańca z Polski. Dobry pomysł.

22 sierpnia 2004

Andżela jest u Michała. Idą do kolegi na urodziny dzisiaj. Ja tymczasem dzwoniłam do rodziców Moniczki, bo jestem bardzo zdenerwowana faktem, że nie wiadomo co się u niej dzieje ani gdzie właściwie jest! Mój nauczycielski obowiązek to jest dbanie o uczniów, nawet o tych, których nie uczę. Andżela mówiła, że Moniczkę porwali. Głupstwa. Ale może miała jakiś wypadek, nie ma pieniędzy żeby zadzwonic do domu... Rodzice Moniki powiedzieli mi, że ona jest podobno w Berlinie i ma się dobrze. Tak mówiła jej koleżanka, z którą tam jechała. Alicja. Ale Alicja jest z Technikum Gastronomicznego a ja nie mam do niej telefonu. Zresztą to nie moja sprawa - nawet jej nie znam. Dziwi mnie tylko, że mama Moniki była tak spokojna o swoją córkę. Ja bym chyba oszalała, gdyby Andżela nie zadzwoniła choćby przez tydzień.

A teraz pranie.



A tu jeszcze zdjęcie Andżeli i Michała, z jeziora. Ostatnie dni lata...






27 sierpnia 2004

Zaraz wsiadam w pociąg i jadę do Berlina. Już jestem spakowana. Jeszcze tylko kilka minut przed wyjściem. Andżela już czeka.... jadę jadę jadę! Wreszcie. Andżela się martwi, że zniknę jak Moniczka. Ale dałam jej wszystkie możliwe numery telefonów, więc wie jak mnie znaleźć w razie co. Ja obiecałam, że się odezwę zaraz po przyjeździe. O, już czas!

29 sierpnia 2004

Jestem skonana. Właśnie wróciłam z Berlina. Jest 1 w nocy a ja skończyłam się rozpakowywać... napiszę jutro. Było cudownie tylko jestem taka zmęczona...

31 sierpnia 2004

Wczoraj była mama więc nie miałam kiedy napisać. Ale jeśli chodzi o Berlin, to było wspaniale. Rzeczywiście Jurgen mnie odebrał z dworca we Frankfurcie. W pociągu dowiedziałam się od jednej kobiety, że można tanio jeździć pociągami. I to w weekendy. Podobno są też tanie autobusy z Elbląga albo Koszalina. Zobaczę następnym razem.

Zaraz po moim przyjeździe Jurgen zabrał mnie na kolację. Potem, już u niego w mieszkaniu kochaliśmy się. Jest inny niż Andrzej... może trochę mniej delikatny. Ale to mi się w sumie podoba. Prawdziwy mężczyzna... pamiętam mój mąż też był taki... taki trochę nieokrzesany... to jest takie wzruszające... jak mały chłopiec, którem dano nową zabawkę a on jeszcze nie umie się nią bawić... mój Jurgen...

To my, Jurgen i ja w parku na spacerze...


Praca? Dużo sprzątania. Chyba nikt tam tego nie robił od dawna. To znaczy w tej kancelarii. Zabrało mi to aż 5 godzin. 30 euro. Ta kobieta od mieszkania akurat była na wakacjach, ale podobno będzie mnie potrzebowała następnym razem. Oh, w sumie nie ma co pisać o sprzątaniu. Tyle, że oni tam mają takie piękne płyny i szmatki do mycia, że to była przyjemność... sama przyjemność.

Tego wieczoru Jurgen podarował mi komórkę. Z niemiecką kartą. Nie wiem, czy mi się w Polsce przyda, ale powiedział, że mogę w Polsce kupić tanią kartę z numerem i mieć podwójny numer, raz ten a raz tamten, w zależności gdzie się jest. To praktyczne. Jurgen mówił, że trzeba coś tylko złamać w tym telefonie i juz będzie to możliwe. A, spytam Marcina, mojego bratanka, on się zna. Tak to przyjechałam z komórką.

1 września 2004

Pierwszy dzień szkoły. Uroczyste powitania. O Andrzeju cisza.

3 września 2004

Dzwonił Jurgen, tęskni. Ja też tęsknię. W szkole mam lekcje tak ustawione, że piątek mam wolny. Poprosiłam dyrektora. On mnie chyba lubi, bo się tak łatwo zgodził. Oczywiście nie mówiłam mu, że muszę co 2 tygodznie wyjeżdżać, ale to nie ma znaczenia. Po prostu się zgodził. Powiedział też, że jest szczęśliwy, że ma taką porządną pracownice, jak ja. Oh, to bardzo miły komplement. Mam nadzieję, że uczniowie też mnie lubią. Chyb atak, bo w zeszłym roku w sondażu na popularność nauczycieli miałam 5 miejsce i to przed innymi nauczycielami matematyki. Ja wiem, że matematyka to trudny przedmiot i uczniowie go często nie lubią, ale jak by nie było, matematyka to królowa nauk.




Tu mnie Andżela niespodziewanie uchwyciła na zdjęciu. Akurat dzwonił Jurgen.








5 września 2004

Dobra wiadomość - 11 września mam być w Berlinie. Sprzątanie kancelarii i tego mieszkania. Może uda mi się przywieźć kolejne 20 euro a może więcej. To zawsze coś. Mam nadzieję, że euro pójdzie w górę. tym razem pojadę mikrobusem. Mariola mi poda telefon do dobrego przewoźnika.

9 września 2004

Nie pisałam, bo początek roku dorwał mnie w swoje szpony. Jest bardzo dużo pracy. Ale to tak na początku. Jutro jadę do Berlina. Mam umówione, że pojadę za 50 zł w obie strony. To niewiele. Mariola mi załatwiła wkońcu. To jakiś jej znajomy. 50 zł to jakieś 12 euro. Może być. Jak nie muszę wydawać w Berlinie na nocleg ani na jedzenie, to mogę coś zaoszczędzić.

Sprawa z Moniczką jest poważna. Jej rodzice zgłosili jej zaginięcie na policji. Andżela ciągle płacze. To jej najlepsza przyjaciółka. Nikt nie wie gdzie jest. Ta Alicja tez nie wróciła do domu. W szkole szaleństwo. Dyrektor jest przerażony. Powiedziałam mu, że jadę do Berlina, że może uda mi się pomóc ją tam znaleźć. Ucieszył sie. Ale ta cała historia jest straszna.
Gdzie to biedne dziecko jest? Moze Jurgen pomoże? Wezmę zdjęcia i Moniczki i Alicji. Może coś się uda... Boże, co za świat?!


To są plakaty, jakie są rozwieszone po całym mieście. Może ktoś widział dziewczyny...

12 września 2004

Po powrocie do domu. Nie miałam kiedy pisać w Berlinie. Wszystkich postawiłam na nogi. Jurgen mi bardzo pomógł. Co prawda nie pojechaliśmy na policję, bo skoro tu jestm i pracuję "na czarno" to wolę się nie pokazywać na komisariacie. Ale Jurgen dzwonił i się dowiadywał. Policja też już szuka dziewczyn, ale jakoś nie kwapią się za bardzo. Mówią, że pewnie uciekły z domu. To samo mówią nasi policjanci.
Mama Moniczki jest zrozpaczona. Co za tragedia. Poprosiłam Jolę, żeby zadzwoniła do mojego szefa kancelarii - może on coś pomoże, ale podobno powiedział, że takie "zniknięcia" młodych dziewczyn to tutaj normalne... Straszne! Muszę się położyć, bo jestem już bardzo zmęczona... co za świat!

13 września 2004

Następny wyjazd mam na 25 września. Jurgen jest takim Polakofilem, że powiedział, że w sobotę po pracy pójdziemy na
jakiś Dzień Polski do jakiegoś instytutu kultury polskiej. Zobaczymy. Plan dobry, rylko mi wcale nie jest do śmiechu. Moniczki nadal nie ma. Ani śladu. A tutaj piekło. Wszyscy wspólnie poszukują najmniejszego śladu czy wskazówki gdzie mogą byc dziewczyny. Klasa Moniczki i Andżeli przygotowuje nawet marsz pokoju. Chcą protestować przeciwko przemocy. To ma być w piątek. Andżela i Michał też oczywiście pójdą. Biedne dzieci. Biedne dzieci.

Nie wiem co robić. Dzwoniłam do mamy. Nawet próbowałam się dodzwonić do mojego byłego, do Mariana. On ma jakieś konkaty w światku przestępczym, może coś wie... plotki krążą, że ktoś je porwał i że są uwięzione... kto by mógł zrobić coś takiego? I po co? To okropne.


A tu na zdjęciu ja, jak urabiam ciasto na placek z wiśniami. Andżela bardzo go lubi więc pomyślałam, że zrobię jej przyjemność. Tak się zamartwia całymi dniami.

All rights reserved. Copyrights by Anna Krenz